Recenzja filmu

Poznajcie Harolda (2014)
Gunnar Vikene
Bjørn Sundquist
Fanny Ketter

Zapomnijcie Harolda

Vikene opowiada więc o tym, że jest zimno i smutno, ale trzeba jakoś żyć. To miło, że próbuje "obejść" sztampowość swoich diagnoz, nie ulegając pokusom nachalnego dramatyzowania czy wyśmiewania.
"Poznajcie Harolda" zaczyna się zwodniczo, niczym opowieść o starciu Dawida z Goliatem. Tytułowemu bohaterowi, od 40 lat pracującemu w biznesie meblarskim, nagle wyrasta pod nosem nie lada konkurencja: sklep sieci IKEA. "Przetrwałem łóżka wodne, przetrwam i to", odgraża się Harold, a jego żona wysyła pod adresem założyciela firmy-molocha wiązankę przekleństw. Niestety, IKEA okazuje się dużo trudniejszym przeciwnikiem niż wspomniane łóżka. Kiedy (po zaledwie minucie czasu ekranowego) biznes Harolda upada pod naporem potentata, pozostaje mu tylko wendeta. Film Gunnara Vikenego nie jest też jednak kinem zemsty – nawet w jego komediowym wydaniu. To typowo skandynawska słodko-gorzka obyczajówka.



Niby mamy tu rasową sensacyjną intrygę: Harold postanawia bowiem – w akcie rewanżu – porwać Ingvara Kamprada, założyciela IKEI. Ale, "północnym" zwyczajem, historia – zamiast płynąć wartko ku rozwiązaniu – "rozlewa się" w szereg dygresji, anegdot. To jednak celowy zabieg. Vikenego nie interesuje fabularne spełnienie; wręcz przeciwnie. Reżyser oczywiście podrzuca nam znajome tropy, a losy Harolda układa w myśl schematu filmu drogi. Doprowadzony do ostateczności bohater rezygnuje więc z dotychczasowego życia, pali za sobą mosty, wsiada w samochód i rusza w nieznane. W trasie "przerabia" trudną relację ze swoim synem, zaprzyjaźnia się z młodą dziewczyną, w końcu nawiązuje nieoczywistą relację ze swoją "ofiarą", czyli samym Kampradem. Ale twórca unika odpowiedzi, olśnień, przemian dyktowanych przez podręczniki scenariopisarstwa. Żadna z fabularnych strzelb nie wypala – a przynajmniej nie tak, jak można by się po niej spodziewać. Znamienne: Vikene daje swojemu bohaterowi pistolet, z którego ostatecznie nikt nie zostaje zastrzelony.
 
Co ciekawe w przypadku filmu, którego bohater wypowiada wojnę IKEI – "Poznajcie Harolda" stylistycznie zawdzięcza wiele estetyce, jaką kojarzymy ze słynną siecią meblarską. Vikene i jego operator mogliby z sukcesem zaprojektować katalog IKEI na przyszły sezon. Rodem z tego porządku są przecież starannie skomponowane kadry z bohaterami skrupulatnie wpisanymi we wnętrza schludnych skandynawskich domów. Podobnie jest z paletą barwną: dominują tu stonowane, schludne, jakby lekko wyblakłe kolory. Pasują one jak ulał do "kamiennej twarzy" reżysera, który nie rozróżnia między komedią a dramatem, wszystko podając z charakterystyczną obojętnością, w tonacji "deadpan". Vikene gra jednak z widzem w niebezpieczną grę, bo ryzykuje oskarżenia o fabularną i stylistyczną mdłość. Oskarżenia – niestety – po części zasłużone.



Bo "Poznajcie Harolda" koniec końców układa się w wiązankę "skandynawskich" oczywistości. Życie emeryta – nawet w wygodnych realiach norweskiego socjalu – nie jest usłane różami: żona Harolda woli umrzeć, niż trafić do domu opieki, i tak robi. Między pokoleniami brakuje porozumienia, za to dużo jest alkoholu: nie wylewający za kołnierz syn Harolda właśnie stracił pracę, a spotkana przez Harolda dziewczyna musi cierpieć "imprezowe" zwyczaje swojej matki. Do tego dochodzą problemy finansowe (zła korporacja niszcząca rodzinny biznes) czy ciężar błędów przeszłości (Kamprad lamentujący, że wypomina mu się nazistowski epizod z młodości). Generalnie Vikene opowiada więc o tym, że jest zimno i smutno, ale trzeba jakoś żyć. To miło, że próbuje "obejść" sztampowość swoich diagnoz, nie ulegając pokusom nachalnego dramatyzowania czy wyśmiewania. Problem w tym, że takie "łamanie konwencji" samo stało się już konwencją. Jak napisałem na wstępie: podobnych, niewzruszonych słodko-gorzkich obyczajówek z Północy jest na pęczki. Ta konkretna trzyma średnią, ale też nie wyróżnia się niczym szczególnym. Kto lubi te klimaty, będzie pewnie zadowolony. Pozostali zapomną film tuż po seansie.
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones